SZPITAL PSYCHIATRYCZNY cz.2 - codzienność
05:02:00Hej wszystkim.
Jak większości wiadomo wyszłam już na stałe i na razie nie mam zamiaru tam wracać, haha. Trochę czasu zajęło mi ogarnięcie wszystkiego, poprawianie ostatnich ocen, przygotowania do apelu... Jakoś nawet nie miałam czasu przysiąść i cokolwiek tu napisać.
Po poprzednim poście dostałam pełno miłych wiadomości, które naprawdę sprawiły, że na mojej twarzy zagościł uśmiech. Mała sprawa, ale bardzo to doceniam.
Pomyślałam, że dobrym pomysłem będzie to, że opiszę tutaj po prostu codzienność. Nie ukrywam, nie działo się tam nic specjalnego.
Dni mijały bardzo szybko, myślę, iż to dlatego, że po prostu wszystko wyglądało tak samo. Pobudkę mieliśmy przed godziną 8:00, aby przygotować się do pierwszego śniadania o 8:30. Szybka poranna toaleta, ścielenie łóżka - normalne czynności, które wykonujemy w domu.
W poniedziałki, środy i piątki była tkz. Społeczność. Wszyscy siadaliśmy w kole, jeden z pacjentów ją prowadził. Po kolei, przy obecności pielęgniarek oraz lekarzy musieliśmy odpowiedzieć na trzy podstawowe pytania: Jak się dzisiaj czujesz? Jak się czułeś przez trzy ostatnie dni? Czy masz jakieś uwagi lub zastrzeżenia? To był dobry czas dla wyrzucenia wszystkiego z siebie, ale jakoś każdy zawsze mówił, że jest w porządku. No cóż...
O 10:00 mieliśmy kolejne śniadanie. Po tym w środy i piątki były grupowe zajęcia z psychologiem. W środy to zwykła pogadanka, a w piątki psychorysunek, czyli rysowaliśmy coś na narzucony temat, po czym mieliśmy opowiedzieć coś o naszym dziele.
Przed obiadem, który był o 12:30 czasem wychodziliśmy na dwór. Po posiłku była siesta poobiednia, czyli po prostu czas na sen, wyciszenie się w pokojach. Niestety lub stety, gimnazjum i podstawówka musiała chodzić na zajęcia, aby nie mieć zaległości w szkole. Nie ukrywam, lekcje były banalnie proste, a oceny zdobywało się za nic. Wychodziliśmy stamtąd jakoś w okolicach 14:00-15:00, chociaż teoretycznie powinniśmy siedzieć tam do 16:00.
Właśnie o 16:00 był podwieczorek, o 18:00 i 20:00 kolacja. Tak, były dwie.
W poniedziałki i czwartki o 16:00 przychodziła do nas pani, która prowadziła muzykoterapię. Trwała ona godzinkę, a zajęcia polegały na tym, że po prostu śpiewaliśmy różne piosenki. Akurat to bardzo lubiłam, można było się pośmiać.
Wieczorami oglądaliśmy dużo filmów, zdarzały się gry w karty, piłkarzyki. Niektórzy czytali książki, rysowali, nałogowo nadrabiali materiał szkolny (na przykład ja). O 17:00 zaczynały się już kąpiele. Niby szybko, ale naprawdę było nas dużo.
Cisza nocna zaczynała się o 22:00.
Ogólnie nie było nic ciekawego do roboty. Czas mijał naprawdę szybko, zanim się obejrzałam minął miesiąc, więc... Wszystko było poukładane godzinami, każdy dzień prawie taki sam.
Jeszcze dodam, że codziennie były przyznawane punkty. Za czystość w pokojach, higienę osobistą, kulturę, agresję, chodzenie do szkoły etc... Maksymalnie można było zdobyć 11 punktów, jeśli miało się jakikolwiek dyżur. Było ich 4 - dyżur w łazience dziewcząt i chłopców (tylko ustalanie kolejki kąpieli zazwyczaj), na stołówce (polegał na ściągnięciu obrusów do posiłków i założeniu krzeseł na stoliki po obiedzie, aby panie sprzątające mogły umyć podłogę) i na telefon (trzeba było odebrać telefon i spytać do kogo jest, a następnie przekazać słuchawkę. Nic trudnego).
Uważam, że nie było co na ten temat pisać, jednak wiem, że parę osób to ciekawi, także proszę bardzo.
0 komentarze